Forum www.angeetdemon.fora.pl Strona Główna www.angeetdemon.fora.pl
opowiadania grupowe. bez cenzury
www.angeetdemon.fora.pl
FAQFAQ  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ProfilProfil  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  GalerieGalerie  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ZalogujZaloguj 

Światło Duszy

 
Odpowiedz do tematu    Forum www.angeetdemon.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania indywidualne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nayuki
Kocica



Dołączył: 05 Lis 2012
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Namimori

Post Wysłany: Wto 21:37, 06 Lis 2012    Temat postu: Światło Duszy

Bum...zaskocznie, tym razem nie pogadam na wstępie za wiele XD
Tylko tyle, że inspiruje się anime "Bleach"


Rozdział1:


-Kapu-kap...kapu-kap...kapu-kap...-szeptałam monotonnie, wpatrzona w krople wody, leniwie ścigające się po gładkiej szybie mojego okna.Juz drugi dzień padało.Całe niebo było zachmurzone, szare i ogółem zniechęcało do jakichkolwiek wycieczek.Przeważnie nie przeszkadzała mi taka pogoda, lubiłam deszcz, jednakże miałam plany na weekend, które zostały spuszczone w kanał.Niestety jest coś takiego jak demokracja i moje zdanie zostało przegłosowane.Wycieczka rowerowa za miasto i piknik zostały więc przełóżone na następny weekend.Zostało mi więc tylko siedzenie w pokoju i przyglądanie się strugom deszczu, a jak wiadomo, nie jest to pasjonujące zajęcie.Szczególnie na dłuższą mete.
Westchnęłam,przytłoczona nudą.Cały weekend przesiedziałam w domu,użerając się z młodszym rodzeństwem.Po prostu pięknie,a jutro szkoła i nudna rutyna ponownie zaatakuje.Eh...
Powoli oderwałam się od okna i włożyłam stopy w cieplutkie kapcie.Podeszłam do swojego biurka,na którym panował dziwny bałagan.W zwyczaju miałam sprzątanie po sobie, ale chyba udzieliła mi się atmosfera lenistwa i zniechęcenia, jaka tu ostatnio panowała.
Zerknęłam jeszcze raz przez okno, po czym zeszłam po schodach do salonu.Nie zdziwiło mnie to, że Yuki i Yumi razem z ojcem obstawiają telewizor.Podeszłam do nich od tyłu i oparłam sie o oparcie sofy, by zobaczyć co leci.Uniosłam brwi, widząc krwawy film o Draculi.
-Tato !! Ile razy ci mówiłam, że one są za małe na takie filmy !!-powiedziałam podniesionym tonem,wyrywając ojcu pilota.Zdenerwowana nadęłam policzki i odeszłam kilka kroków w tył.
-TATO !! Hi-ne znów się wymądrza !!-wrzasnęły bliźniaczki przyberając odwracając się do taty ,po czym zrobiły słodkie minki niewiniątek.
-He ?? Powiedziały,że im pozwoliłaś...-odpowiedział zdezorientowany mężczyzna.
-I ty im uwierzyłeś...niewiarygodne.Po prostu nie wierze.Już tyle razy wywinęły podobny numer , a tym im dalej wierzysz...-powiedziałam chowając pilota do kieszeni.Szczera prawda.Te dwa małe diabły , wykorzystywały swój urok i młody wiek, do swoich niecnych celów.A kiedy coś sie stało, to świeciły tymi dużymi oczętami , co zawsze skutkowało jednym-wszystko uchodziło im płazem.-Szlaban na telwizje.Wszyscy.-Dodałam stanowczo i podeszłam do kuchni.
-HEEE...Hidoi !!...Jak to mi zabraniasz !!... To mój telewizor !!...Wredna siostra...Głodna jestem !!...-usłyszałam mieszajace się ze sobą wrzaski sióstr i ojca,kiedy wchodziłam do kuchni.Pokręciłam tylko głową i otworzyłam lodówke.Wszystko tu było na mojej głowie,od kiedy mama umarła.Musiałam przejąć wszystkie obowiązki i w pewnym sensie ją zastąpiłam,gdyż ojciec stał sie zbyt pobłażliwy dla blizniaczek.
-To co chcecie zjeść ??-spytałam stojąc przed lodówką.
-Jeeej Hi-ne gotuje !!-usłyszałam okrzyk radosci,po którym nastąpił hałas ,jakby stado słoni przebiegło po schodach.Sekunde po tym,reszta mieszkańców domu wpadła do kuchni i błyskawicznie zajęła miejsce przy stole.Uniosłam tylko brew,powstrzymując złośliwy komentarz, który już miałam na ustach i zabrałam się do roboty.



***



Zmęczona opadłam na łóżko i zamknęłam oczy.W końcu wywalczyli telewizor, a ja głupia broniłam się i broniłam.Teraz wręcz padałam ze zmęczenia, a chciałam jeszcze wyjść na spacer.Jak na złość , właśnie skończyło padać, ale za to od dawna było ciemno.Teraz to już raczej nigdzie nie wyjde...eh.Co za pech.
Otworzyłam lekko oczy i spojrzałam na liczne gwiazdy za oknem.
-"Piękna noc.Taka bezchmurna, cicha, spokojna...zaraz co to było ??!!-pomyślałam i poderwałam się nagle zdziwiona, po czym szyko otworzyłam okno.Przez chwile, dosłownie ułamek sekundy, widziałam sylwetke mżęczyzny.Nic w tym dziwnego, ale ten mężczyzna jakby...latał.Nie zaraz, on nie latał.Ale to wyglądało zupełnie , jakby się unosił nad ziemią...Chyba zaczynam świrować, to pewnie przez to zmęczenie...
Potrząsnęłam głową, by odgonić dziwne myśli, jednak nie cofnęłam się.Dalej stałam w otwartym oknie, a wiatr rozwiewał moje długie włosy.To wydawało mi się zbyt realne na zwidy i nie potrafiłam wyzbyć się dziwnego uczucia w klatce piersiowej.
-Hmy...chyba jednak coś mi się zdawało...-powiedziałam przymykając oczy i już chciałam się cofnąć, kiedy poczułam gwałtowny podmuch wiatru na swoich włosach.Zupełnie jakby ktoś koło mnie przebiegł.Wychyliłam się w samą porę, by zobaczyć nikły cień znikający za zakrętem.-Wiedziałam, że mi się nie zdawało.
Błyskawicznie oderwałam się od okna , założyłam długi sweterek i zbiegłam po schodach,kierując się w stronę drzwi.
-O Hikari...dokąd się tak śpieszysz ??-spytał ojciec odrywając się od ulubionego serialu.-Czyżby kawaler na ciebie czekał ??
-Ha ha.Zabawne.-powiedziałam zakładając w pośpiechu buty.Właśnie taki był mój ojciec.Zamiast spytać, gdzie sie wybieram o tej porze, jemu w głowie jakieś schadzki i przyszły zięć.Czasem miałam wrażenie, że na siłę prubuje zatrzymać mnie przy młodości.Docianiam to, jednak każdy kiedyś dorośnie.-Wychodze.Wróce niedłgo...Kocham was.-Dodałam, przypominjąc sobie, że mama również wyszła niespodziewanie, ledwo się żegnając.Posłałam ojcu jeszcze przepraszający uśmiech i wybiegłam z domu.
Skierowałam się do miejsca, w którym ostatni raz widziałam dziwny cień.Kiedy dotarłam na miejsce , rozejrzałam się uważnie po otoczeniu.Niczego nie zauważyłam, jednakże panowała też dziwna i podejrzana cisza.Żadnego ptaka, czy nawet przypadkowego przechodnia.Nawet wiatr ustał.Atmosfera jaka zapanowała, przyprawiała mnie o ciarki.Przełknęłam nerwowo ślinę i zaczęłam się wycofywać.Ogarnęły mnie jakieś złe przeczucia.Cząstka mnie kazał mi uciekać, tak szybko, jak to mozliwe.Chciałam jej posłuchać, jednak nie zdążyłam.
Całym ciałem wyczułam nagłe drganie podłoża i ledwo udało mi się ustać.
-"Trzęsienie ziemi ?? Nie, to nie to.Skoro nie trzęsienie to co..."-pomyślałam i rozszeżyłam oczy z przerażenia, kiedy poczułam na karku ciepły oddech, który z pewnością nie należał do człowieka.
Zaczęłam powoli odwracać się, by zobaczyć co za mną stoi.Kątem oka zdążyłam tylko zaopserwować, że to jakieś wielkie i dziwne stworzenie.W następnej chwili bowiem, zostałam ciśnięta o pobliski budynek, zupełnie jak stara , szmaciana lalka.Zanim straciłam przytmność, przed oczami przemknęła mi tylko czyjaś srebrna czupryna.Następną rzeczą, której doświadczyła, była głęboka ciemność i chłód...


Rozdział2:


Obudziło mnie równomierne pikanie, jakby jakiegoś urządzenia oraz ciepło promieni słońca na twarzy.Dopiero w następnej chwili poczułam nieznośny ból pleców. Jęknęłam cicho i poruszyłam się nieznacznie, po czym otworzyłam oczy. Tak jak myślałam, znajdowałam się w szpitalu. Czyli jednak ktoś mnie znalazł. Ciekawe jak długo byłam nieprzytomna...
-O, wreszcie sie panienka obudziła.- usłyszałam obcy, kobiecy głos dobiegający z głębi pokoju. Spojrzałam tam i ujrzałam pielęgniarkę, uwijającą się przy szafce. No cóż, skoro jestem w szpitalu, są tu też i pielęgniarki. Podniosłam się lekko i oparłam o oparcie łóżka.
-Jak...Jak długo tu jestem ?- spytałam przecierając oczy.
-Zostaliśmy zawiadomieni o konieczności interwencji trzy dni temu.- powiedziała kobieta podchodząc do mnie. Zaczęła sprawdzać coś w karcie pacjęta i obserwować aparature, do której byłam podłączona- Hmy...wyniki w normie. Całkiem szybko dochodzisz do zdrowia kochana. Chyba wypuścimy cię szybciej, niż z początku zakładaliśmy.
-Kto was powiadomił, że potrzebna jest mi pomoc ?-spytałam. Skoro właśnie przed chwilą otrzymałam odpowiedź na jedno z pytań, które najbardziej mnie nurtowały, postanowiłam zadać kolejne z listy.
-Dostaliśmy zgłoszenie anonimowo, ale mogę powiedzieć, że był to prawie napewno młody mężczyna.- odpowiedziała pielęgniarka zapisując coś w karcie.- Miałaś naprawde wielkie szczęście, tamto trzęsienie zburzyło kilka budynków, aż dziwne, że masz tak małe obrażenia.
-Trzęsienie?- powiedziałam niepewnie. Może i uderzyłam się wtedy w głowe, ale doskonale pamiętałam ten zarys postaci i ciarki na skórze, które wtedy poczułam.
-Tak. Tej niedzieli miały miejsce niewielkie ruchy tektonicze, które doprowadziły do zawalenia się kilku budynków. Pare osób trafiło do tego szpitala, ale nikomu nic poważnego sie nie stało.- dodała pielęgniarka uśmiechajac sie przyjacielsko. Kiwnęłam tylko głową, pokazując, że zrozumiałam i ciesze się z tych informacji. W środku jednak, wiedziałam, że to nie było trzęsienie, ale postanowiłam nic nie mówić. Jeszcze by uznali mnie za obłąkaną.- O omal zapomniałabym ci powiedzieć, że twoja rodzina i przyjaciele cały ten czas siedzieli w poczekalni...
Słuchając głosu kobiety, ułożyłam się wygodniej w łóżku, ale poderwałam się gwałtownie po usłyszeniu ostatniego zdania. Spowodowało to nawrót bólu w plecach.Skrzywiłam się lekko i spojrzałam na kobietę przepraszająco, gdyż jej wzrok był pełen dezaprobaty.
-Caaały czas ?- spytałam zrezygnowana.- Kto dokładnie?
-Hmy...Najdłużej i najczęściej przychodzili tu twój ojciec, dziewczyna o imieniu Nami i strasznie narwany chłopak, który przedstawił się jako Ryuu.-odpoiwedziała pielęgniarka po zastanowieniu się.- Wszystko w porzadku ?
-Ryu ?-spytałam i zamarłam zszokowana.Błagam tylko nie on. Wszyscy, tylko nie on. To zaczyna zahaczać o prześladowanie...- Są tu teraz ??
-Tak. Zawołam ich.-powiedziała i wyszła z pokoju, zanim zdążyłam jakkolwiek zaprotestować. Powieka zadrgała mi lekko i zaczęłam przygotowywać się mentalnie na odwiedziny. Już po chwili usłyszałam straszny raban, spowodowany prawdopodonie odsuwaniem krzeseł. Nie musiałam długo czekać. Już po chwili drzwi otworzyły sie z impetem i do sali wbiegła Nami, wraz z moim ojcem i Ryuu.
-Hi-chan! Córeczko! Hikari-ne!- usłyszałam ich wrzaski, po których nastąpił ból w klatce piersiowej i szyi, kiedy się na mnie rzucili.- Jak dobrze, że nic ci nie jest! Wszystko gra ? Jesteś cała ?
-Błagam pojedyńczo.- ledwo wydusiłam z siebie, przytłoczona ich ciężarem. Nie mogłam powstrzymać jednak lekkiego uśmiechu, który wykwitł mi na ustach. Ich troska mnie wzruszyła. -Zejdziecie ze mnie łaskawie ?
Niechętnie się mnie posłuchali i z naburmuszonymi minami, usiedli na krzesłach wokół łóżka. Spojrzałam na nich z politowaniem, ale i z niemałą sympatią.
-Doprawdy nie moge uwierzyć, że siedzieliście tu cały ten czas.-powiedziałam przymykając oczi i wzdychając.
-Oczywiście, że tu siedziałem. Jesteś moją najstarszą córką.-powiedział ojciec krzyżując ręce na piersi, po czym zaczął kiwać głową tak, jakby chciał wyjść na kogoś ważnego i wyjątkowo mądrego.
-Jestem twoją BF kochana, zresztą ktoś musiał powstrzymywać tego idiote przed włamaniem sie do ciebie.- powiedziała Nami posyłając Ryuu podejrzliwe spojrzenie, po czym poprawiła swoje bujne kasztanowe włosy.
-Tsy...Nie miałem zamiaru się tu włamywać.- odparł Ryuu odwracjąc wzrok. -Ja się tylko martwiłem o naszą Hi-chan.
-Dziękuję za troskę. -powiedziałam zrezygnowana. Gdybym zaraz miała usłyszeć, że on był tu pierwszy, wcale by mnie to nie zdziwiło. Był przy mnie zawsze. Od kiedy tylko sie spotkaliśmy w gimnazjum. Z początku uważałam to za całkiem miłe, że jakiś chłopak się mną tak interesuje, ale z czasem zaczęło mnie to niepokoić.
-Pragnę też zauważyć, że wyglądasz olśniewająco.- powiedział uśmiechajac się do mnie szeroko. Sekundę po tym otrzymał kuksańca w bok od mojej przyjaciółki.-Heeej...
-Nie hej, tylko odpuść sobie w końcu.- odpowiedziała hardo. Waśnie za to ją lubiłam. Zawsze wiedziała co zrobić i jak sie zachować.
-Nami...odpuść mu. To naturalne w waszym wieku. Zresztą Hikari jest naprawde ładną dziewczyną, która...- tymi słowami, ojciec zaczął swój wykład. Oczywiście został zignorowany, gdyż Nami i Ryuu zaczęli sie głośno kłucić i gestykulować.-Ej ! Słuchajcie mnie.
I takim sposobem, mój błogi i spokojny nastrój runął niczym domek z kart podczas tornada. Musiałam użyć całej swojej siły woli, by nie wstać i włąsnymi rękoma ich nie rozdzielić. Powstrzymywała mnie tylko aparatura, bo cierpliwość była na wykończeniu. Na szczęście wpadła pielęgniarka i sama sie nimi zajęła. Panowie zostali wyproszeni. Pozwolono zostać tylko brązowowłosej. Odetchnęłam więc z ulgą i opadłam na poduszki.
-Co nowego w szkole ?- spytałam ciekawa. Jeśli chciałeś sie czegoś dowiedzieć i mieć pewność, że to prawda, to śmiało idź do Nami. Ona wie wszystko.
-Czekałam, aż spytasz.- powiedziała i przysunęła sie do mnie entuzjastycznie. Odchrząknęła znacząco i zaczęła mówić.- Kiedy klasa usłyszała, że jesteś w szpitalu, wszystkim zachciało się ciebie odwiedzić. Powstrzymałam ich mówiąc, że tylko cię zamęczą. Nie ma za co. Nauczyciele kazali ciebie pozdrowić i przypomnieć o najbliższym konkursie z czegoś tam. Twoje siostry kazały przekazać, że ojciec nie potrafi gotować i jak tak dalej pójdzie to one też znajdą się w szpitalu. I to bynajmniej nie jako odwiedzajacy...O matko jak mogłabym zapomnieć. Mamy nowego ucznia w klasie! Mówie ci, niezłe ciacho. Niestety jakiś taki małomówny...
Po raz kolejny przypomniałam sobie jej ksywke z podstawówki. "Słowotok". Idealnie pasuje. Cały czas więc kiwałam głową i udawałam, że rozumiem, choć zgubiłam sie mniej więcej w połowie. Po dłuuugim czasie, w końcu jej przerwałam.
-Ym...Na-chan. Mówisz już od jakiejś godziny, a ja wciąż nie wiem, jak on ma na imie.- powiedziałam ukrywając zmęczenie w głosie.
-Nie podałam ? Dziwne.- odpowiedziała przechylając głowę w bok.- No chyba masz racje. Ranmaru-kun. Aoki Ranmaru. Fajowsko prawda.
-Taak.-odpowiedziałam kiwając głową.
Kiedy dziewczyna skończyła relacjonować wszystko co się wydarzyło, pośmiałyśmy się troche razem, a potem przyszedł czas na odwiedziny ojca.Powyżalał się trochę i posmęcił, ale udało mi się go uspokoić zapewniając, że niedługo wrócę do domu. Na całe szczęście Ryuu poszedł sobie do domu, bo podobno musiał coś załatwić. Właśnie takim sposobem, w końcu zostałam sama i mogłam odpocząć. Spojrzałam za okno na gwiazdy. Noc zawitała zanim sie zorientowałam. Musieli spędzić tu naprawde wiele czasu...Eh. Moi wariaci. Prychnęłam rozbawiona zamykając oczy. Nie minęło wiele czasu, kiedy odpłynęłam w objęcia Morfeusza.



***



-Nie widziała nas ?- spytał białowłosy chłopak ubrany w dziwne, czarne i białe szaty, który przysiadł na dachu budynku leżącego niedaleko szpitala.
-Chyba nie.- odpowiedział mu drugi, ubrany podobnie mężczyzna, któremu spod kaptura wystawały niesforne, szare włosy.
-To ona go widziała ?- spytał białowłosy zwracając się do towarzysza.
-Zapewne zobaczyła tylko jego cień, bądź zarys postaci, choć to i tak zniezwykłe, biorąc pod uwagę, że jest przeciętnym człowiekiem.
-Nie takim przeciętnym.- skrytykował młodszy chłopak, odwracając się.- Dobrze wiesz, co oznacza bliższe spotkanie z Pustym. Obserwuj ją. Tak na wszelki wypadek.
-Tak kapitanie.-odpowiedział posłusznie szarowłosy, po czym obaj zniknęli w odmętach nocy...


Rozdział3:


Kilka dni później.Poniedziałek.


-TATO! Gdzie moja bielizna!- wrzasnęłam wybiegając z pokoju. Wciąż byłam lekko obolała, po niedawnym zderzeniu z budynkiem, ale już mogłam się normalnie poruszać. Wypisali mnie też ze szpitala. Kiedy tylko wróciłam do domu, czekała mnie mała niespodzianka w postaci przyjęcia. Chciałam wypocząć, a tu prosze. Pół klasy przyszło. Jednak nie mogłam narzekać. Było bardzo fajnie i choć nadal troche obolała, świetnie się bawiłam. Weekend też minął całkiem normalnie, bez specjalnych wydarzeń. Aktualnie szykowałam się do szkoły. Jednak z moim rodzeństwem to nie takie łatwe. Znów wpadły na jakiś głupi kawał i teraz nie mogłam się wybrać! Co za...
-Dlaczego uważasz, że to moja wina?- spytał ojciec lekko naburmuszony.
-Nie uważam, że to twoja wina. Uważam, że powinieneś ich pilnować!- odpowiedziałam zdenerwowana. To było oczywiste, że właśnie bliźniaczki maczały w tym palce. Drugim podejrzanym był Ryuu...Ale on nie zabrałby wszystkiego co miałam w szafce, tylko jeden egzemplarz. Ewentualnie dwa. Ale nie wszystko! -Teraz pomóż mi je znaleść.
-Jak już o tym wspomniałaś...To widziałem je niedawno jak przebiegały przez korytarz. Skierowały sie w stronę drzwi.- powiedział ojciec pocierajac brodę.
-Yyyyy...-odburknęłam wkurzona i ruszyłam do drzwi. Wybiegłam na podwórko i rozejrzałam się szybko za tymi małymi diabełkami. Oczywiśćie nikogo nie zobaczyłam.
-Twoje...ubrania są za domem. Trzeci krzak od lewej.- powiedział znajomy męski głos zza moich pleców.
-Dzięki Ryu.- powiedziałam i pobiegłam we wskazane przez chłopaka miejsce. Skąd wiedziałam, że to on? To zawsze był on. Zupełnie jak ninja. Pojawiał się i znikał.
-Nie ma sprawy! Tylko nie spuźnij się do szkoły!- odkrzyknął wesoło, a ja ledwo powstrzymałam westchnięcie.
Niespecjalnie się zdziwiłam, gdy znalazłam zgubę pod wyznaczonym krzakiem. Teraz wystarczyło dorwać sprawców, a tu pojawiał się problem. Choć właściwie...Pewnie ukrywają się w domu.
No i miałam rację. Siedziały uchachane w kuchni. Kiedy mnie zobaczyły, zaczęły uciekać, ale ojciec je szybko złapał.
-A gdzież to się wybieracie?- spytał unosząć brew.
-Myyyy...Nigdzie. Biegłyśmy do pokoju.- wydukały zestresowane.
-Wy małe...Gdyby nie Ryu, szukałabym tego cały ranek!- powiedziałam podniesionym tonem, grożąc im palcem.
-Tsy...Mówiłam, żeby na niego uważać.- powiedziała szeptem jedna z dziewczynek.
No i zaczęła mi drgać powieka.Zawsze tak się przez nie działo. One kochały doprowadzać mnie do białej gorączki. Odetchnęłam głęboko, by się uspokoić, po czym zatarłam ręce i spojrzałam na siostry z diabelskim błyskiem w oku.
-Chyba wiecie, że bez kary się nie obejdzie prawda...- powiedziłam i zaczęłam się do nich zbliżać.



***



Leniwym gestem odgarnęłam niesforne włosy z czoła i spojrzałam na słońce, które przyjemnie grzało mnie w twarz. Właśnie szłam się do szkoły, w końcu.
Niedaleko od domu, na skrzyżowaniu, czekały na mnie jak zawsze Nami i Ayane. Moje dwie najlepsze przyjaciółki. Już z daleka Aya zaczęła mi machać i podskakiwać wesoło, jak mały szczeniaczek, którego z resztą bardzo często mi przypominała. I nie tylko mnie. Nadal słychać na korytarzu jej starą ksywke "Hachi". Odmachałam im z uśmiechem i przyśpieszyłam kroku.
-Hikari! Hikari!- krzyknęła Aya i podbiegła do mnie z kocim uśmieszkiem na ustach.- Wybacz, że nie odwiedziałam cię w szpitalu, ale miałam zjazd rodzinny. Istna masakra. Normalnie robiłam za niańke. Wyobrażasz to sobie? Ja jako niańka.
-Tak, tak wiemy.- powiedziała Nami zamykając składane lusterko, po czym włożyła je do torby i spojrzała na mnie.- Eh kochana, znów twoje siostry? Coś ty zrobiła ze swoimi włosami! Całe w nieładzie, a zazwyczaj są takie zadbane.- dodała kręcąc głową z dezaprobatą.
Powstrzymałam westchniecie i uśmiechnęłam się do dziewczyny niepewnie. Dla Nami, najważniejsze było to, co prezentujesz sobą przez wygląd zewenętrzny. Raz zapytana o to, czy charakter się w związku z tym się nie liczy, odpowiedziała: "Dobry produkt, musi mieć też piękne i zachęcajace opakowanie." Nikt jej na to nie odpowiedział.
-No chodź tu, zrobie ci coś z tymi włosami.- powiedziała i wyciągnęłam z torby grzebień i spinki, po czym sie do mnie zbliżyła. Oczywiście prubowałam zaprzeczyć, argumentuąc, że przecież spuźnimy się do szkoły, ale były to próżne wsiłki z mojej strony. Po chwil z zadowoloną miną przestała męczyć moje włosy.- I jest pięknie. Powinnaś zacząć sie tak czesać na codzień.
-Waaaaaa...- powiedziała Aya wychylajac się zza pleców Nami.
Zabrałam lusterko, które podawały mi dziewczyny i spojrzałam na swoje długie, jasne włosy, teraz uwolnione od zwykłego kucyka. Brązowowłosa zebrała mi z przodu po bokach około garści włosów i zapletła z nich dwa długie warkocze, grzywke leko rozczochrując i przyozdabiajac ją trzema spinkami. Wbrew pozorom wyglądało to całkiem dobrze...
-Nie jest tak źle...- powiedziałam dotykając warkocza.
-Jeszcze rozepnij dwa guziki od koszuli, a w Walentynki będziesz tonąć w czkoladzie.- powiedziała Nami uśmiechajac sie szeroko. Przez chwilę nie wiedziałam czy mówi poważnie czy może żartuje.
-Ja mogę cię zasypać czekoladą w każdym momencie.- usłyszałam znajomy głos zza pleców. Tym razem głośno westchnęłam i zmarszczyłam groźnie brwi.- Oj, oj. Co to za mina. A kto dziś ci pomógł ? No słucham?
-Bardzo dziękuję za pomoc.- odpowiedziałam naburmuszona. Zawsze to samo. Pojawia się, denerwuje mnie i znika.
-No i proszę. Od razu lepiej.- powiedział uśmiechajac sie szeroko.
-Ty naprawde nie masz nic lepszego do roboty, tylko śledzenie nas?- spytała Nami groźnie marszcząc brwi.
-Nie. Nic ciekawszego nie przychodzi mi do głowy.- odpowiedział bez większego zastanowienia zupełnie beztroskim tonem.
-Aleś ty irytujący...- dodała brązowowłosa prychając.
-Na-chan naaapraaawde nie lubi Ryu-sana.- stwierdziła dość oczywisty fakt Aya, specjalnie przeciągając literki.
-Chodźmy już do tej szkoły.- powiedziałam zrezygnowana wiedząc, co zaraz może sie wydarzyć. Tamta dwójka nieznosi się już od niepamiętnych czasów podstawówki. Zdolni byli się tu pobić, choć wątpie, czy tak całkiem na poważnie.
Nie zwracając na nich uwagi, ruszyłam w dobrze znanym sobie kierunku. Właściwie, to chętnie wracałam do szkoły. Dziwne, prawda. Ale po dłuższym czasie leżenia w łóżku, człowiek ma ochotę wrócić do znajomych, którzy co chwila potrafią wywinąć coś zabawnego.



Rozdział4:


Z uśmiechem przekroczyłam bramę szkoły, do której uczęszczałam już ostatni rok. Niedługo będę musiała wybrać następną uczelnię, ale mam na to jeszcze czas .
-Chodźmy, zanim się spuźnimy,- powiedziałam odwracając się do towarzyszy, którzy za mną szli. Szczęście chciało, że wszyscy byliśmy w jednej klasie.
-Właśnie, właśnie. Nasza ptaszyna musi w końcu poznać nowego ucznia.- powiedziała Nami łapiąc mnie za ramie. Co dziwne, to samo zrobiła Aya. Tylko, że z drugim ramieniem. Zmrużyłam oczy.
-Jest w naszej klasie. Nie ucieknie.- powiedziałam podejrzliwie na nie spoglądajac.- I dlaczego znowu przekształcasz moje nazwisko?
-Co prawda, to prawda, wiec ją zostawcie.- powiedział Ryu prubując je ode mnie oderwać.
-Hi-chan jest pewnie obolała, pomożemy jej wejść po schodach.- powiedziały równocześnie i nie zwracając uwagi na chłopaka, ruszyły przed siebie.
Jak powiedziały, tak zrobiły. Zaprowadziły mnie prosto pod klasę. Po drodze witałam się ze znajomymi, a raczej starałam, gdyż moje przyjaciółki wręcz pędziły przez korytarz.
-Chodźmy, chodźmy...- poganiały mnie dziewczyny.
-Zachowujecie się po prostu śmiesznie.- powiedziałam kręcąc głową.
-Nie zachowujemy się śmiesznie.- odpowiedziały.- Tylko jak dziewczyny, też powinnaś czasem spróbować.
-Spasuje.- dodałam z westchnięciem. Takie zachowanie mnie męczyło, no ale przecież nie będe im narzekać.
Po chwili dotarliśmy na miejsce. Drzwi klasy, co dziwne, były obstawiane przez kilka dziewcząt i to nie tylko z naszej klasy. Rety, rety. Pewnie chodzi o nowego. Eh...Ludzie rzucą sie na wszystko co nowe i nieznane. Szczególnie w takim mieście, gdzie nic ciekawego sie nie dzieje.
-Odsunąć się, slachta przechodzi.- powiedziała Nami przepychając sie do klasy. Nie ma to jak zdemotywować całe otoczenie. Cała ona. Jednak okazało się skuteczne. A może to przez Ryuu, który zmierzył wzrokiem każdą z osobna...Kiedy chciał, potrafił się przydać.
Wyrwałam się z uścisku przyjaciółek, po czym sama otworzyłam drzwi i weszłam do klasy. Położyłam ręce na biodrach i z bojową miną rozejrzałam się po pomieszczeniu. Niemal od razu namierzyłam źródło "problemu" sprzed chwili. Przekrzywiłam głowę, by móc lepiej mu się przyjrzeć. Nie potrafiłam oprzeć się wrażeniu, że kiedyś już go widziałam. Chłopak jakby wyczuł mój wzrok na sobie, gdyż odwrócił się do mnie. Nastąpiła chwila ciszy, podczas trwania której mierzyliśmy się wzrokiem. Tak. Zdecydowanie spotkaliśmy sie już wcześniej i on to wie.
Wciąż nie spuszczając z niego wzroku, podeszłam do swojej ławki na tyłach klasy. Nie musiałam długo czekać, by podbiegły do mnie dziewczyny z Ryu na czele.
-I co? Widziałam jak na siebie spojrzeliscie...- szybkim tonem powiedziała Nami opierajac się o blat ławki.
-Ja go znam.- przerwałam jej rzeczowo.
-Co? Przeprowadził się tu, kiedy ty byłaś w szpitalu. Nie mogłaś raczej go spotkać.- powiedziała zdziwiona Aya.
-No wiem.- odparłam zrezygnowana i spojrzałam za okno. Słońce powoli chowało się za chmurami, które nie wyglądały przyjaźnie.- "Cirrusy się chyba zbierają nad miastem..."- pomyślałam. Zwiastowało to niebawem deszcz. Znowu. Ostatnio często pada. W sumie to niemam nic przeciwko.
-Oh Hi-chan, znasz kolesia pomimo tego, że widzisz go po raz pierwszy.- powiedział Ryu krzyżując ramiona na torsie.- Robie się zazdrosny.
-Nie masz o co.- odpowiedziałam wyciągając zeszyty, gdyż nauczyciel właśnie wszedł do klasy.
-Proszę, zajmijcie juz miejsca.- powiedział idąc w stronę tablicy.



***



-Pyszotka- powiedziała Aya wcinając moje obento na dachu szkoły. Zawsze siadałyśmy w tym samym miejscu i wymieniałyśmy się jedzeniem. Taka nasza mała tradycja.- Ty zawsze masz najlepsze dania Hikari.
-Dziękuję, sama robiłam.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Właściwie to gotowałam wszystkim w domu. Siostry były jeszcze za małe, by przygotować cokolwiek w kuchni, nic sobie przy tym nie robiąc. O ojcu nawet nie wspomnę.
-Właśnie Aya, a kto niby u niej w domu ma gotować.- powiedziała krytycznie Nami.
-Oj, oj tam- odparła Aya z kocim uśmieszkiem na ustach. Jak zwykle niczym się nie przejęła. Cóż za beztroskie stworzenie.
-Co tam jedzenie, lepiej powiedz, Hikari, skąd znasz Ranmaru-kuna.- powiedziała entuzjastycznie Nami równocześnie przysuwając się do mnie.- Czy...
-Nie mam nic do opowiedzenia.- odparłam stanowczo.- Po prostu mam wrażenie, że kiedyś go widziałam i tyle. Nic specjalnego. Koniec tematu.
-No dooobra.- odburknęła zawiedziona dziewczyna, po czym wszystkie wróciłyśmy do jedzenia.



***



Reszta zajęć minęła tak jak zwykle. Nauczyciele coś tam wspomnieli, że dobrze iż znów jestem na nogach, a poza tym cała rutyna szkolna toczyła się bez przeszkód. Raz tylko, poczułam, że ktoś na mnie spogląda. Jednakże kiedy się odwróciłam, nikogo nie zobaczyłam.
Aktualnie wracałam lekko zmęczona za szkoły. Udało mi się wywalczyć samotny powrót, gdyż miałam mieć eskorte. Na szczęście postawiłam na swoim i teraz w ciszy i spokoju wracałam do domu. Marsz zmęczył mnie jednak, w końcu nie wyzdrowiałam całkowicie. Usiadłam więc na ławce nieopodal rzeki. Zaczęłam wpatrywać się w nieskalaną taflę wody z uśmiechem na ustach. Zachodzące słońce rzucało piękne promienie i ogólnie zrobiło się niezwykle nastrojowo. Tak spokojnie i cicho...
-Hi hi hi...- usłyszałam cichy dziecięcy chichot zza pleców. Odwróciłam się zdziwiona, jednak nic nie zobaczyłam. Pustka na około. Ani śladu człowieka. Zaniepokoiło mnie to. Czyżby mi się zdawało? Nie, to niemożliwe. Wyraźnie słyszałam dziecięcy śmiech. Zmrużyłam oczy i powoli wróciłam do poprzedniej pozycji. Nie wyzbyłam się jednak uczucia niepokoju i pozostałam czujna. Kiedy tylko ponownie usłyszałam ten sam śmiech, błyskawicznie odwróciłam głowę i moim oczom ukazała sie mała dziewczynka. Ale to nie było zwyczajne dziecko. Przełknęłam nerwowo ślinę. Ona tu stala, ale zarazem jej tu nie było. Niesamowicie blada, wręcz prześwitująca z oczekiwaniem w oczach. Zupełnie jakby czegoś ode mnie chciała. Poczułam lekkie ukłucie strachu, kiedy dziewczynka wyciągnąła rękę w moją stronę i wyszeptała ciche "[i]chodź[/i"]. Niewiedząc właściwie czym sie kieruje, wstałam i niepewnie zaczęłam do niej podchodzić. Kiedy zaczęło dzielić nas około dziesięciu metrów, odwróciła się i zaczęła beztrosko iść przed siebie. Nie zatrzymałam się. Uparcie podążałam za nią. Zupełnie jak zahipnotyzowana. W trakcie drogi, spostrzegłam jakby łańcuch przytwierdzony do jej klatki piersiowej. Zaniepokoiło mnie to. Zaczęłam wątpić, że mam do czynienia z człowiekiem.
Po chwili wkroczyłyśmy w teren zabudowany. Kierowałyśmy się chyba w stronę miasta. Dziewczynka przyśpieszyła i w pewnym momencie zniknęła mi za zakrętem. Podbiegłam do niego, by jej nie zgubić, jednak zamiast niej ujrzałam...Ranmaru, który najwidoczniej był naszym spotkaniem tak samo zaskoczony co ja.
-Co ty tutaj robisz?- spytaliśmy oboje równocześnie. Cofnęłam się nieznacznie. Jeśli mnie zagada, mogę już nie znaleść tej dziewczynki. Wyczuwałam od niej niesamowity smutek, żal i oczekiwanie. Niewyobrażalne wręcz oczekiwanie.
-Spaceruje po okolicy.- powiedział chłopak beznamiętnie. Zmrużyłam tylko oczy nieprzekonana.- A ty?
-Ja też. Spaceruję sobie.- odparłam zdawkowo.
-Nie wydaje mi sie. Wyglądasz jakbyś kogoś szukała.- powiedział krzyżując ramiona na torsie. Co to. Zabawa w detektywa. Dlaczego obchodzi go to co robie.
-Tak, szukam. Małej dziewczynki, chciała mi coś pokazać.- odparłam w nadzieji, że to zakończy sprawę.
-Dziewczynki?- spytał szybko. Pomimo, że sie starał, nie ukrył nuty zdezorientowania i zdenerwowania w głosie.
-Tak, a teraz mi wybacz.- powiedziałam i wyminęłam go szybko. Czułam, że odprowadził mnie wzrokiem aż zniknęłam za zakrętem. Dziwne, a raczej niepokojące.
Po chwili biegu, w kierunku który uznałam za odpowiedni, zatrzymała się i rozejrzałam do okoła bezradna. Zgubiłam ją. Świetnie i co te...
-Tutaj jestem.- usłyszałam słaby głosik za sobą. Tak, to była ona. Stała przy wejściu do jednego z ciemnych zaułków. Przełknęłam ślinę, ale ponownie za nią ruszyłam. Niewiedza i strach, coraz bardziej odbijały sie na moim zachowaniu. Zaczęłam spogladać za siebie,w obawie, że ktoś zaraz wyskoczy z cienia. W pewnym momencie zorientowałam się, że to nie są tylko moje emocje. To ta dziewczynka nieświadomie się ze mną nimi dzieliła. Zrozumiałam to w końcu. Miałam do czynienia z duchem. Niespokojnym duchem, który nie może zaznać spokoju. Zaczęłam się zastanawiać czego ode mnie oczekuje.
W końcu dotarłyśmy na rozległy plac, na którym poustawiane było kilka kontenerów na śmieci. Dzielnica wyglądała na całkowicie opustoszałą.
Spojrzałam wyczekująco na dziecko, które stało teraz na pokrywie jednego ze śmietników. Podeszłam do niej powoli. Jej oczy wyrażały wszystko. Już wiedziałam co znajdę w śmieciach, zanim poczułam ten odór. Smród śmierci i rozkładu. Wiedziałam, dlaczego mnie tu przyprowadziła.
Moja drżąca ręka powoli uniosła pokrywę konteneru. Krzyk uwiązł mi gdzieś w gardle, ale łzy rzewnie popłynęły po policzkach, kiedy sięgałam po swoją komórkę.
-Tato?- spytałam przez łzy. W słuchawce niemal od razu usłyszałam setke pytań. Zdołałam wyksztusić z siebie tylko jedno słowo.-Przyjeżdżaj.


Ostatnio zmieniony przez Nayuki dnia Wto 21:39, 06 Lis 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
puchalke
Kocica



Dołączył: 05 Lis 2012
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z kazamatów nienawiści

Post Wysłany: Śro 14:18, 07 Lis 2012    Temat postu:

spóźnia, a nie spuźnia ;p I to w sumie największy błąd jaki robisz, bo za kilka zjedzonych ę obwiniam Twoją klawiaturę ;p
Jako szalona fanka wybielacza stwierdzam, iż widać podobieństwo z rodziną Kurosakich, szczególnie ojciec - wypisz, wymaluj Isshin ^^
No ale czekam na następny rozdział, bo mnie zaciekawiło opowiadanie :3
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Nayuki
Kocica



Dołączył: 05 Lis 2012
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Namimori

Post Wysłany: Nie 14:00, 18 Lis 2012    Temat postu:

Oj, uwielbiam "staruszka" Isshin'a. >3 Nie mogłam się powstrzymać XD

Rozdział5:


-A więc mówisz, że zgubiłaś drogę do domu i przez przypadek znalazłaś się w tym miejscu?- powtórzył po raz chyba setny policjant zapisując sobie coś w notatniku. Westchnęłam przeciągle. Od kilku godzin byłam przesłuchiwana w sprawie znalezionego ciała. Ojciec przyjechał pierwszy. Od razu wiedział, że stało się coś złego, wiec niedługo po nim zjawiła sie policja. Kiedy tylko pokazałam im miejsce zbrodni, wykonali kilka telefonów i wręcz blyskawicznie po tym przyjechała karetka, koroner i wiecej policji. Przez pierwszą godzinę byłam po opieką psychologa. Chciał się upewnić, czy aby nie odbije się to na mojej psychice. Wiedziełam co bedzie mi robił. Przeszłam taką sama procedurę, kiedy zginęłam mama. Różnice były wręcz minimalne. Teraz "użerałam " sie z jakimś młodym ploicjantem, który jakby na ambicję wziął sobie zanudzenie mnie na śmierć.
-Tak.- odparłam po raz...już nawet nie pamiętam który.
-I to zapach zwrócił twoją uwagę?- pytał dalej.
-Tak...- powiedziałam. Mówiłam prawdę, ale nie całą. Jeszcze uznaliby mnie za niepoczytalną, gdybym wyznała, że widziałam ducha. O nie. Szalona nie jestem, choć może się tak zdawać. Eh, ostatnio coś mam niesamowitego pecha.
Policjant kontynuował spisywanie zeznań, a trwało to tyle, że myślałam iż usnę. Z opresji uratowała mnie Nami. Z daleka wiedziałam, że to ona. Tylko ona była tak głośna...
-Przesuńcie się ludzie! Nie widać, że przechodzę?! No błagam, idzie się przecież!- krzyczała już z daleka przepychajac się przez tłum gapiów. Zamknęłam tylko oczy i z rozbawieniem zaczęłam kręcić głową. Błagam, żeby ona się nigdy nie zmieniła.
-Hikari! Kochana, coś ty znów narobiła?!- powiedziała krytycznie stajac naprzeciw mnie. Totalnie zignorowała posterunkowego.
-Ja? Nic.- odparłam powstrzymując uśmiech. Mina tego meżczyzny była wręcz przezabawna. Zupełnie nie wiedział jak ma sie zachować.
-No to powiedz, jak powodujesz wokół siebie takie zamieszanie?
-Myslisz, że sprawia mi to przyjemność?
-No na to wygląda.
-Przepraszam?! Ja tu prowadze dochodzenie!- wtrącił sie oburzony policjant. Brązowowłosa tylko obruciła się w jego stronę dziwnie kręcąc głową. Czasem nie mogłam wręcz uwierzyć w jej odwagę, albo raczej bezczelność.
-Dochodzenie, to już dawno się skończyło. Zresztą nikt pana nie nauczył, że nie przerywa się w trakcie rozmowy?- odparła bojowo drobna dziewczyna. Mężczyzna się speszył, przeprosił i sobie poszedł. PRZEPROSIŁ! Niewiarygodne...- No to skoro mamy go z głowy, przejdziemy się na lody, by cię odstresować.- dodała z triumfem wręcz wypisanym na twarzy.
-Chętnie, ale muszę...- zaczęłam, lecz nie skończyłam, gdyz przjaciółka złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Rety, rety, a podobno panuje demokracja.
Kiedy przebiegałyśmy pomiedzy uliczkami, w pewnym momencie zauważyłam Aoki'ego opartego o jeden z budynków. Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek, a ja odpowiedziałam mu tym samym. Bezgłośny pojedynek trwajacy wręcz chwilę, lecz dla mnie o wiele, wiele dłużej.


[center]***[/center]


Wypad na miasto z Nami nie poprawił mi nastroju. Dziewczyna naprawdę starała się jak mogła, jednak poległa. Posłałam jej więc z progu swojego domu przepraszające spojrzenie. Uśmiechnęła się na to lekko i pomachała na pożegnanie. Zmęczona przekroczyłam próg i dmuchnełam na zmarznięte dłonie. Na dworze zrobiło sie chłodno i razem z Nami lekko zmarzłysmy.
-Wróciłam.- zakrzyknęłam zdejmując buty.
-No w końcu, już myślałyśmy, że poumierany z głodu.- powiedziały równocześnie bliźniaczki wychylajac sie zza framugi. Przewróciłam oczami. Zawsze to samo. Weszłam wiec do kuchni, z której po chwili wygoniłam ojca i zabrałam się do szykowania późnego obiadu.
-Gotowe.- powiedziałam, kiedy wszystko było już na stole. Rodzinka zleciała się jak hieny do padliny, albo pszcziły do miodu. Pokreciłam tylko głową i wyjrzałam za okno. Wczesny wieczór. Niedługo zajdzie słońce. Czyli jeszcze wczesnie. Ciekawe, czy jest w domu...?
-Wychodzę.-powiedziałam odkładajac fartuch na bok, po czym skierowałam sie w stronę swojego pokoju. Podbiegłam do szafy, by wyciągnąć z niej jasne rurki, sweterek, komin (szalik oczywiście) oraz wysokie buty pod kolano. Włosy związałam jeszcze na szybko w zgrabny kucyk na bok i szybkim krokiem opuściłam dom. Moim celem była zamożna dzielnica po drugiej stronie miasta. Z pozoru długą drogę łatwo można było skrócić dzięki mało znanej, malowniczej ścieżce. Prowadziła ona między innymi koło rzeki i przez park. Ja jednak przeszłam je bez postoju. Wkrótce znalazłam się na szukanej ulicy. Drogę znałam na pamieć, ponieważ niezwykle często tędy chodziłam. Moim celem był średniej wielkości dom w samym środku osiedla. Podeszłam do zasłoniętego przez żaluzje okna i zagwizdałam przecągle. Nie chce sie chwalić, ale wypracowałam swój własny, specyficzny dźwięk przy gwizdaniu. Brzmiał trochę jak myszołów, co zachaczało o istną ironię, gdyż moje nazwisko brzmiało Nosuri, czyli właśnie myszołów. Nie czekałam długo. Niemal natychmiast rozsunęły sie zasłony i w oknie ukazała mi sie miodowo-złota czupryna.
-No proszę, kogo to sympatyczne wiatry przywiały pod moje okno. Kope lat. Neko-chan.- przywitał mnie ciepło chłopak wychylając się z okna.
-Lucas...Widzieliśmy sie zaledwie dwa tygodnie temu.- odparłam odpowiadając uśmiechem na uśmiech.
-Zaledwie? Aż!- zakrzyknął udajac obrzonego.- Poczekaj, już schodzę.- Dodał i zniknął z okna, by dosłownie po chwili wyłonić się zza drzwi.- No to gvdzie tym razem.
Z szerokim, przyjacielskim uśmiechem podszedł do mnie i zarzucił mi rękę na ramię. Jego uśmiech był wręcz zaraźliwy.
-No nie wiem...Nie zastanawiała się nad tym.- odparłam rozbawiona.
-No to zróbym to, co zwykle...Pójdźmy przed siebie!- powiedział i pociągnął mnie za sobą. Zaśmiałam sie tylko i pozwoliłam mu się poprowadzić. Lucas był w połowie włochem. Może to właśnie dlatego miał takie ciepłe i przyjazne usposobienie. Czułam się przy nim, jak przy starszym barcie, który niestety nie został mi dany. Zresztą chłopak naprawdę był starszy, ale ja tego w ogóle nie odczuwałam. Przeprowadził się tutaj, niedługo po śmierci mojej matki. Od teg czasu jest mi najbliższym przyjacielem i wielokrotnie przyłapałam się na tym, że mówię do niego "bracie". Mołam opowiedzieć mu o wszystkim i właśnei taki miałam zamiar. Odczuwałam znaczny niedyskomfort, tlumiąc prawdziwe wydarzenia z ostatnich dni.
-Jak tam Karin? Ułożyło się wam?- zapytałam kiedy zwolnliśmy wystarczająco, bym nie dostała zadyszki.
-Hmy? A no, tok...Zerwałem z nią.- odparł najpierw spoglądając zamyślny w niebo, by następnie obdarować mnie uśmiechem.
-Co? Dlaczego? Lubiłam ją...- powiedziałąm zdziwiona przekszywiając głowę.
-Była...zbyt nachalna i zaborcza.- odparł odwracając wzrok.- Wiesz, że nie lubie, kiedy dziewczyna mnie ogranicza, a ona robiła to nagminnie.- dodał wzdychajac. No tak. To zdecydowany lekko duch. Lubi komplementować wszystkie niemal kobiety. Jego dziewczyna musi być tolerancyjna i ufna.
-Rozumiem.- powiedziałam kiwając głową. No cóz, jestem jego przyjaciółką, powinnam go pocieszyć...Choć nie jestem w tym dobra.- Nie łam się Lucas, stać cię na więcej.- dodałam uderzając go lekko pięścią w ramie.
Chłopak sporzał na mnie jakby zaskoczony, po czym roześmiał się przyjaźnie.
-Hahaha. Zabawna jesteś. Ale doceniam.- powiedział i poczochrał mnie po włosach. Odpowiedziałam mu nieśmiałym uśmiechem. Nie byłam pewna, czy poprawiłam mu tym humor, ale przynajmniej się zaśmiał. Zawsze coś.- Wiesz, do miasta zawitało wesołe miasteczko. Podobno mają tam diabelski młyn...
-O NIE! Przecież wiesz, że boje się wysokości.- zajęczałam szturchając go. On chce mi to zrobić specjalnie...
-Hahaha. Wiesz, trzeba pokonywać swoje lęki.- powiedział nie przejmując się wcale moim protestem. Ja naprawdę nie lubiłam wysokości, a w młodości chłopak bardzo często to wykorzystywał. Jednakże jakie teraz były jego zamiary...- Domyślam się, że chciałaś mi o czymś powiedzieć prawda? Tam będziemy mieć do tego odpowiednie warunki. Nikt nie podsłucha, no chyba, że będzie latał.- dodał po czym roześmiał się ponownie. Wstchnęłam tylko kręcąc głową. No tak, cały Lucas, ale i tak nie miałam ochoty iść do tego wesołego miasteczka. Moje głośne protesty jednakże nie zdały się na nic. Chłopak "zaciągnął" mnie tam siłą. Ludzie trochę dziwnie się na nas patrzyli, kiedy szłam tak z jego ręką na ramieniu. Jednakże przyzwyczajona byłam do takich spojrzeń w jego towarzystwie.
-Dwa bilety na diabelski młyn.- powiedział chłopak do biltereki prz kasie wyciąhając portfel z kieszeni spodni.
-Oczywiście.- odpowiedziała kobieta lustrując nas wzrokiem. Zmrużyłam tylko podejrzliwie oczy, ale nic nie odpowiedziałam.- Miłej zabawy.
-Jasne. Chodźmy Koneko-chan.- powiedział chłopak z kocim uśmieszkiem, po czym pociągnął mnie na młyn.
-Musimy?- spytałam. Ja naprawdę nie miałam ochoty na to wchodzić. Miałam niemiłe wspomnienia związane z takimi rozrywkami. Wiedziałam jedak, że on nie odpuści tak łatwo.- No dobrze...ale przygotuj sie na to, że uwieszę ci się na szyi.
-Chciałaś mnie tym zniechecić?- odparł rozbawiony i przepuścił mnie przodem w drodze na miejce. Odburknęłam coś tylko pod nosem i usiadłam na miejscu. Lucas oczywiście usiadł obok.- Uwierz mi. To nie jest takie straszne.
-Łatwo ci tak mówić...- powwiedziałam, ale nie zdążyłam dokończyć, bo kolejka niespodziewanie ruszyła, a ja zaskoczona objęłam chłopaka w pasie.- Diabelstwo! Istne dziecko diabła!
-Hahaha. Spokojnie. Nie obrażaj rzeczy martwych.- zaśmiał się szczeże rozbawiony.
-To nie jest zabawne!- odburknęłam potrząsając nim, ale ten śmiał się tylko dalej.
-Właśnie, chciałaś mi coś powiedzieć.- przypomniał chłopak.- Pamiętaj, że jak nie zdążysz, to kupie następny bilet...
-Nie, nie, nie!- wyjęczałam błagalnie.- Powiem...- dodałam, po czym nastąpiła chwila niezręcznej ciszy.- No to...pamietasz może moją wizyte w szpitalu?
-Oczywiście. Chciałem cię odwiedzić, ale mój durny trener przywiazał mnie do drzewa i kazał zostać...Nie pytaj.- powiedział uśmiechajac się lekko do mnie.- To ma zwiazek? To całe trzęsienie ziemi?
-Wiesz...tak naprawde, to nie jestem do końca pewna, czy to było trzęsienie.- wydukałam zawstydzona. Wiedziałam, że on napewno nie uzna mnie za wariatkę, ale nadal mógł mi nie uwierzyć...- Bo wiesz...wydawało mi się, że...jakiś stwór rzucił mną o budynek...wiem, że to brzmi jak jakieś szaleństwo, ale tak było naprawdę.
-Hmy...wierzę ci. Pomimo tego, że od zawsze miałaś bujną wyobraźnię. Chyba pamietasz, że gdy byłem w twoim wieku....Czekaj to brzmi jakbym był staruchem. To inaczej. Niedługo nauczyciel z histori, bądż japońskiego, każe ci napisać referat na wybrany temat, prawda?- powiedział spogladajac w niebo.
-No...Tak. Ale do czego zmierzasz?- spytałam nie rozumiejąc.
-Ja wybrałem stare wierzenia w japoni. W tym celu udałem sie do miescowego kapłana. Opowiedział mi on wiele ciekawych rzeczy. W tym o bogach smierci i duszach, którym nie udało się przedostać do innego świata...Może to właśnie jedno z tych stworzeń widziałś.- powiedział i zamyślił się. Spojrzałam tylko głupio na niego, po czym roześmiałam się. Tak, bogowie śmierci. Dobry żart. Najwidoczniej on też zrozumiał sens swoich słów, bo przyłaczył się do mnie.
-Bogowie śmierci...Zabawne. Chciaż co do tych dusz, to powiem ci, że widziałam ducha. małej dziewczynki. Zaprowadziła mnie ona do swojego ciała...Tak wiec w duszę wierze, ale ci cali bogowie są śmieszni.- powiedzoałam szturchając go w bok.
-Masz racje, wygłupiłem się...Naprawdę widziałaś ducha? Czadowo! Zawsze chciałem mieć paranormalne zdolności...
-Nie ekscytuj się tak. To nie są jakieś paranormalne zdolności. Pewnie po prostu napatoczyłam się jej, więc postanowiła w końcu pokazać komuś gdzie...leży.- powiedziałam spoglądajac na swoje buty. Jeej. Od razu zrobiło mi się jakoś tak lżej na duży. Niesamowite. czasem rzeczywiście rozmowa pomaga.
-No i jest. Wielki powrót kompleksów.- powiedział łapiąc mnie za policzki. Zaczął je ciągać na boik, jak wredna ciotka w odwiedznach u wnucząt.
-Pszyuestan.- wydukałam starajac się go powstrzymać. Po chwili rzeczywiście to zrobił, ale wedy oboje zaczęliśmy się śmiać.
Kiedy przejażdżka dobiegła końca, Lucas chciał się przejechać jeszcze raz, ale na szczęście udało mi się go odwieść od tego pomysłu. Pospacerowaliśmy jeszcze trochę wspominajac dzieciństwo, po czym jak na gentelmena przystało, odprowadził mnie do domu.
-Mam nadzieję, że częściej będziesz do mnie wpadać!- zawołał jeszcze na pożegnanie, po czym machając zniknął za zakrętem. Uśmiechnełam się tylko i wołana przez rodzinkę zeszłam na dół. Znów się o coś sprzeczali. Westchnełam tylko i niechetnie przyłaczyłam się do nich...

Większość pisałam w nocy, kiedy klawiaruy nie widziałam dobrze, wiec....pewnie sporo błedów ^^"
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum www.angeetdemon.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania indywidualne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Design by ArthurStyle
Regulamin