Amaltea
Kot Admin
Dołączył: 05 Lis 2012
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: stamtąd
|
Wysłany: Pon 18:39, 05 Lis 2012 Temat postu: "Amai koen-kai" (one-shot yaoi, +18) |
|
|
Pewnie już to znacie, ale co mi tam. :p Nie chcecie wstawiać własnych opków, to teraz macie, o!
Amai kōen-kai
Za chwilę miał się zacząć wykład z literatury europejskiej. Sala jak zwykle wypełniona była szczelnie studentami. Seimei Rīda nigdy nie mógł się nadziwić, jak to się stało, że z zajęć, które były typową zapchaj-dziurą dla leserów, w której na początku uczestniczyło dziesięciu (w porywach do piętnastu) studentów, jego przedmiot w pół roku stał się najbardziej obleganym wykładem na całym wydziale. I kilku sąsiednich, gdy się któremuś uczniowi poszczęściło.
A prawda była taka, że oprócz niecodziennego dla Japończyków sposobu prowadzenia zajęć, na wykłady przyciągała głównie sama osoba wykładowcy: szczupłego (ale nie chucherka), około trzydziestoletniego mężczyzny z czupryną białych włosów i parą niesamowicie dużych, jasnozielonych oczu ukrytych za oprawkami delikatnych okularów. A wszystko to zwieńczone niesamowicie jasną cerą. Seimei wiedział, że gdziekolwiek się zjawi, zawsze przyciąga wszystkie spojrzenia, składał to jednak na karb swojego europejskiego wyglądu, który przecież zawsze tak zwracał uwagę Japończyków. Na ogół był natomiast kompletnie nieświadom wrażenia, jakie wywierał na innych. Wyjątkami były te nieliczne chwile, kiedy pozwalał sobie zaszaleć z przyjaciółmi w ulubionym barze karaoke. Wtedy zmieniał się niemal nie do poznania. Z roztargnionego, opowiadającego coś z przejęciem profesora stawał się gwiazdą sceny, którą wszyscy pożerali wzrokiem. Czasami też nie tylko wzrokiem, ale o tym opowiedzieć najlepiej mogłaby mała kanciapa lokalu, znajdująca się na pierwszym piętrze, która wielokrotnie była świadkiem miłosnych podbojów lekko wciętego Seimeia. Jakaż szkoda, że nie umie ona mówić.
Jakieś trzy minuty przed wykładem gwar rozmów zaczął cichnąć. Seimei nawet nie zwrócił uwagi na to niespotykane na innych przedmiotach zjawisko, tylko dalej z pełnym skupieniem szukał czegoś w swoich papierach. Kiedy w końcu znalazł to, o co mu chodziło, uśmiechnął się tryumfalnie i przysiadł na blacie swojego biurka, a wielu osobom spośród licznie zgromadzonej braci studenckiej nagle przyspieszył puls, gdy jego czarne rurki opięły się seksownie w pewnym miejscu. Wyjątkiem nie był również Yamashita, który niezliczony już raz rozbierał w myślach swojego wykładowcę.
Z wysokim, ciemnowłosym Yamashitą to w ogóle była dziwna sprawa. Nikt go tu nie znał, nikt nigdy z nim nie rozmawiał, jakby wszyscy wyczuwali, że jest w nim coś niebezpiecznego. A było się czego bać. Brązowooki dryblas o surowych rysach twarzy był bowiem prawdziwą szychą yakuzy. Nic więc dziwnego, że udało mu się dostać na zajęcia Seimeia w samym środku semestru, choć nawet nie uczęszczał na ten uniwersytet.
Białowłosy stał się jego małą, prywatną obsesją w tym samym momencie, w którym Yamashita ujrzał go po raz pierwszy. A zdarzyło się to pewnego wieczoru, podczas którego Seimei nieźle zaszalał ze swoim najlepszym przyjacielem, Takuyą (który był przy okazji jego studentem). Obaj byli kompletnie pijani (i nie dziwota, skoro Seimei przejebał wtedy prawie całą swoją wypłatę na shoty Grey Goose, pragnąc nauczyć chłopaka, jak się powinno pić wódkę). Chwiejnym krokiem wtoczyli się na scenę, próbując się wzajemnie podtrzymać. Cały czas się śmiali i niewątpliwie przyciągali uwagę większości klientów baru. A już na pewno uwagę pewnego bruneta, który od tej chwili nie odrywał spojrzenia od jasnowłosego mężczyzny. Takuya wybrał jakąś żwawą rockową piosenkę i obaj chwycili za mikrofony. Młodszy skupił się na tym, by nie fałszować i z dziwną miną śpiewał drugim głosem. Seimei natomiast automatycznie przełączył się na tryb gwiazdora. Śpiewał z niesamowitą (s)ekspresją, cudownie operując swoim wokalem i urozmaicając śpiew mimiką, gestami, tańcem. Zwłaszcza to ostatnie wstrząsnęło Yamashitą. Wgapiał się wygłodniałym wzrokiem w kołyszące się biodra mężczyzny, jakby od tego miało zależeć jego życie. I, nie wiedzieć czemu, nagle mikrofon trzymany przez białowłosego zaczął mu przypominać nie urządzenie, lecz pewną część ciała. Tę, która właśnie zaczynała mu się rozpychać w spodniach. Jednocześnie wściekły i zażenowany (no bo jak to: jakiś facet śmiał sprawić, że mu stanął?!), brunet szybko wstał ze swojego krzesła i wybiegł z baru. Szkoda jednak już została wyrządzona. Potem mężczyzna zjawiał się w lokalu co wieczór, aż w końcu udało mu się dowiedzieć, kim jest osoba, która zrobiła na nim takie wrażenie.
Teraz Yamashita siedział w którymś z środkowych rzędów i z otwartymi ustami gapił się na rozpięty kołnierzyk szarej koszuli Seimeia, który nawet nie zdawał sobie sprawy, że gdzieś na sali siedzi gangster w myślach gwałcący go ze szczególnym okrucieństwem. Platynowy blondyn z pasją opowiadał o realiach średniowiecznej Europy i fascynacji tematyką śmierci, żywo przy tym gestykulując i co chwila mieszając języki: japoński z angielskim, angielski z francuskim, a kiedy brakowało mu terminów w którymś z tych języków, dało się słyszeć soczyste polskie kurwa. I kiedy minął czas przeznaczony na wykład, nikt się nie kwapił, by uświadomić o tym profesora, który skończył opowiadać dopiero, gdy do sali zaczęła wchodzić kolejna grupa, ostatnia mająca tego dnia jakieś zajęcia w tym pomieszczeniu.
Yamashita wstał i z głośnym westchnieniem wymierzył sobie mentalny policzek: Uspokój się, kretynie, nie możesz nic zrobić, bo stracisz całą swoją reputację, na którą tak ciężko pracowałeś, kiedy nagle usłyszał swoje wymyślone na potrzeby kursu nazwisko.
— Kikende Yamashita! — białowłosy próbował przekrzyczeć tłum. Po chwili zrobiło się ciszej, a wychodzący studenci rozglądali się z zaciekawieniem, zastanawiając się, czegóż może chcieć ich bożyszcze od jednego z nich. — Który to Yamashita?
Brunet spojrzał na niego zszokowany. Co jest? Czego on chce?!
— To ja — powiedział w końcu na pozór spokojnie.
— Chciałbym porozmawiać z panem przez chwilę i wyjaśnić pewną nieścisłość. Proszę do mojego gabinetu — powiedział Seimei i zaczął iść w kierunku wyjścia, z roztargnieniem przeglądając jakąś listę i cudem unikając zabicia się na schodach. Yamashita natomiast stał jak kołek i próbował opanować ogarniające go podniecenie.
— Co za farciarz — mruknęła przechodząca obok niego niska szatynka i obdarzyła go nienawistnym spojrzeniem, po którym wreszcie zaczął iść za obiektem swoich obsesyjnych fantazji.
* * *
Gabinet Seimeia był małym, zagraconym pomieszczeniem. Pod oknem stało sosnowe biurko, a po jego obu stronach dwa, wyglądające na niezbyt wygodne, krzesła. Ściany natomiast były zastawione regałami z mnóstwem książek o tytułach w różnych językach. Reszta woluminów leżała luzem na biurku, parapecie, a nawet na podłodze. Yamashita rozglądał się po tym przybytku z zainteresowaniem.
— Panie Kikende, może się mylę i proszę mnie wtedy poprawić, ale mam wrażenie, że nie oddał pan pracy semestralnej.
Yamashita zamrugał oczami, wyrwany z własnych myśli przez miękki głos Seimeia, który właśnie zamknął drzwi i teraz poprawiał podwinięte rękawy koszuli.
— Eee... To całkiem prawdopodobne, bo dopiero od tego tygodnia chodzę na pańskie zajęcia — powiedział niepewnie i zrugał się w myślach za zachowanie godne szczeniaka. Natychmiast też zaczął wyzywać się od zboczeńców, bo nagle poczuł niepohamowane wręcz pragnienie, by zedrzeć z niższego mężczyzny całe ubranie.
— Bardzo mi przykro, ale to nie jest żadne wyjaśnienie — powiedział zakłopotany Seimei. Nigdy nie radził sobie z ustawianiem do pionu krnąbrnych studentów, jakoś tak zawsze był dla nich bardziej jak kumpel. — Będzie musiał pan wybrać temat pracy zaliczeniowej, gdzieś tu mam listę, proszę chwilkę poczekać — kontynuował i zaczął przetrząsać szuflady biurka. — Hmmm, gdzieś tu była... No gdzie jest ten świstek? — mruczał pod nosem. Yamashita natomiast z całego tego potoku słów wyłapał tylko „zaliczyć”. Czy coś takiego. Jego wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach.
— Umm... Proszę wybaczyć, ale nie mam tego przy sobie. Ale mieszkam zaraz obok uniwersytetu, gdyby zechciał pan na chwilę tam ze mną wstąpić, albo chociaż poczekać tutaj...
— O, żaden problem, chętnie pana odprowadzę! — wyrwało się Yamashicie, zanim zdążył przemyśleć swoje słowa. O żesz kurwa. Teraz na pewno się skapnie, pomyślał poniewczasie. Seimei jednak tylko uroczo się uśmiechnął, jak zwykle niczego nieświadom.
— W takim razie chodźmy, nie mam tu już nic do roboty — powiedział i sięgnął po płaszcz.
Szli obok siebie przez nieoświetlony park, a pod nogami skrzypiał im śnieg. Po chwili biały puch zaczął niespiesznie spadać także z nieba. Yamashita z niepokojem zauważył, że skrzące się płatki wspaniale komponują się z włosami jego nauczyciela. Miał chęć przejechać po nich dłonią. I zrobić całą masę innych rzeczy, jednak trzymał się dzielnie. Seimei natomiast zagłębił się w swoich rozmyślaniach i w ogóle do głowy mu nie przyszło, że takie milczenie może być odebrane za nieuprzejmość. Parę minut później dotarli do rzędu takich samych, niewielkich domków. Białowłosy wygrzebał z kieszeni klucze i dopiero otwierając drzwi przypomniał sobie o obecności studenta oraz o tym, że miał mu dać listę tematów.
— Proszę wejść, przecież nie będzie pan tak stał na dworze w tym zimnie — powiedział szybko, próbując zatuszować swoją gafę. O Yamashicie można było w tej chwili powiedzieć wiele, jednak na pewno nie to, że było mu zimno. Już od dłuższego czasu po podbrzuszu rozlewały mu się fale ciepła.
Weszli do środka, zdjęli buty i płaszcze. Seimei zaczął kręcić się po mieszkaniu, bezskutecznie próbując znaleźć tę cholerną kartkę, której istnienie Yamashita z kolei miał głęboko w dupie. Było to tym bardziej trudne, że musiał zdjąć zaparowane okulary. Brunet oparł się o framugę i z rosnącym podnieceniem przypatrywał się zarumienionym od mrozu policzkom Seimeia, który właśnie przetrząsał jakieś papiery. Z jasnych włosów spłynęła mu strużka roztopionego śniegu, zatrzymując się na chwilę na szyi, a zielonooki wzdrygnął się, gdy poczuł małe ukłucie zimna. Niedbale starł ręką kroplę, a potem wytarł ją w spodnie. Tego już Yamashicie było za wiele. Jednym susem znalazł się przy wykładowcy. Objął go w pasie i mocno wpił się w jego wargi, nie umiejąc się już dłużej powstrzymywać.
Zaskoczony Seimei przez chwilę trwał w bezruchu, potem jednak oprzytomniał i zaczął się wyrywać, ale na nic się zdały jego wysiłki, bo mężczyzna mocno go trzymał.
— Kikende, proszę mnie natychmiast puścić, co pan wyp... — zaczął podniesionym głosem, gdy tylko Yamashita oderwał się od niego na chwilę, by zaczerpnąć tchu. Nie było mu jednak dane dokończyć, bo mężczyzna ponownie go pocałował. Napierał swoimi wargami i zębami na jego usta, próbując zmusić blondyna, by je otworzył. Po chwili w końcu mu się to udało, natychmiast więc wepchnął swój język do wnętrza jego ust i zaczął nim gładzić jego podniebienie. Seimeiowi wyrwał się cichy jęk, który brunet uznał za zachętę. Jego prawa dłoń ześlizgnęła się po plecach naukowca i zatrzymała na jego zgrabnym tyłku. Yamashita zaczął ugniatać pośladki mężczyzny i tak pokierował ich krokami, że znaleźli się przy ścianie. Z każdą sekundą opór Seimeia malał, gdy jego również zaczynało ogarniać podniecenie. Nieświadomie rozchylił nogi, co wyższy z nich od razu wykorzystał, wciskając w nagle wolną przestrzeń swoje kolano. Zielonooki przestał okładać rękami swojego napastnika, a zamiast tego wsunął je w jego przydługie włosy i zaczął z pasją oddawać pocałunek.
Ogarnięty nieokiełznaną żądzą Yamashita natychmiast zdarł z Seimeia koszulę, a po podłodze rozsypały się oderwane guziki. Zaczął obdarowywać pocałunkami białą szyję mężczyzny, aż ten ponownie jęknął. Potem położył dłoń na jego kroczu i je masował, nie przerywając całowania i lizania jego szyi. Seimei z zamkniętymi oczami oparł się głową o ścianę, zaciskając palce we włosach napastnika. Jego szybko podnosząca się i opadająca klatka piersiowa ocierała się o policzek Yamashity, sprawiając, że ten aż warknął ze zniecierpliwienia, po czym jedną ręką rozpiął rozporek najpierw sobie, potem jemu. Chwilę później Seimei był już nagi i odwrócony twarzą do ściany, a Yamashita, ze spodniami w okolicy kolan, ocierał się swoją erekcją o pośladki blondyna.
Seimei przycisnął swoje rozpalone policzki do chłodnej ściany. O rany, co tu się dzieje? Dlaczego on... Przecież... — próbował rozpaczliwie zebrać swoje myśli, ale bardzo opornie mu to szło, bo umysł miał już zamglony pożądaniem. Nagle poczuł, jak jego ręce unoszą się w górę. Yamashita przygwoździł jego ręce do ściany, mocno ściskając szczupłe nadgarstki jedną dłonią. Potem Seimeia owionął ciepły oddech, gdy mężczyzna zbliżył swoje usta do jego ucha.
— Tak długo czekałem... — usłyszał jego szept. A następnym, co poczuł, była eksplozja bólu, gdy Yamashita wszedł w niego brutalnie i bez żadnego przygotowania. Ciałem Seimeia wstrząsnął dreszcz, a on sam od razu wrzasnął. Próbował wyswobodzić ręce, ale żelazny uścisk dłoni bruneta był niewzruszony. Z zielonych oczu zaczęły płynąć łzy, a z jego gardła nieprzerwanym strumieniem wydobywały się głośne krzyki, gdy Yamashita z całej siły w niego wchodził. Po chwili Seimei zaczął odczuwać już nie tylko olbrzymi ból, ale także przyjemność, ponieważ brunet drugą ręką przesuwał po trzonie jego penisa, zgodnie z rytmem swoich pchnięć. Taka ambiwalencja odczuć; to było zdecydowanie zbyt wiele dla niego. Na przemian to krzyczał, to znów jęczał przeciągle. W tej chwili był wdzięczny mężczyźnie, że ten trzyma go za ręce, bo inaczej z całą pewnością osunąłby się bezwładnie na podłogę.
Kilka pchnięć później Yamashita jęknął cicho i wysunął się z niego, a po udach Seimeia spłynęła biała ciecz. Białowłosy westchnął z ulgą, co tylko rozzłościło gangstera. Po chwili obaj leżeli już na podłodze wśród stosów książek, a brunet zaciekle pracował nad erekcją mniejszego mężczyzny, który tylko wił się i pojękiwał. W pewnym momencie jego plecy wygięły się w łuk, a on sam z głośnym krzykiem doszedł w dłoni Yamashity, na którego twarzy pojawił się uśmiech satysfakcji. Kikende roztarł spermę po podbrzuszu Seimeia, a potem zaczął lizać jego klatkę piersiową, zataczając kółka nad jednym z jego sutków. Jest cudowny. Nie rozumiem, dlaczego tak długo odmawiałem sobie tej przyjemności, skonstatował w myślach, przyglądając się bladej twarzy kochanka. A było na co patrzeć: ze wspaniałych kości policzkowych nie schodził rumieniec, usta – wciąż drżące – były kusząco rozchylone i rozpaczliwie próbowały zaczerpnąć tchu, zaś w zielonych oczach, teraz w połowie przymkniętych, nadal skrzyło się kilka zapomnianych łez. Yamashita przygryzł jego sutek, a Seimei zadrżał – w połowie z przyjemności, w połowie z bólu.
— Zostaw mnie już — wyszeptał ledwo słyszalnie, po czym najzwyczajniej w świecie zemdlał.
* * *
Seimei ocknął się na kanapie z dziwnym uczuciem niepokoju. Poruszył się, chcąc znaleźć swoje okulary, i od razu syknął z bólu. Nagle opadła na niego lawina wspomnień minionego wieczoru, która napełniła go strachem... i pożądaniem? Sam się dziwił swojej reakcji. Rozejrzał się, by ogarnąć sytuację, w której się znalazł. Leżał na kanapie w salonie, przykryty kocem w kratkę. Ze zdziwienia uniósł jedną brew. Yamashita musiał się nieźle naszukać, bo ten koc leżał w jakimś kartonie, skryty głęboko w szafie. Na ławie obok znalazł swoje okulary, leżące na wyrwanej z zeszytu kartce. Natychmiast sięgnął ręką po obie te rzeczy i przebiegł wzrokiem po treści tego spontanicznego listu.
To jeszcze nie koniec.
Y. K.
Seimei opadł na posłanie z uśmiechem zarówno ulgi, jak i nadziei. Ostatecznie, było to przecież całkiem ciekawe doświadczenie.
Ostatnio zmieniony przez Amaltea dnia Wto 0:15, 06 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|